top of page
Wprowadzenie do powieści graficznej
 Icek – chłopiec z Getta warszawskiego
  
lub
Anna - powieści polski

 

To jest opowieść o kobiecie, która pojawia się i znika. Czasami brak mi pewności czy ona mówiąca o sobie – jestem Anna Delaunay – nie śniła mi się, a może była zjawą.

Widziałem ją tylko raz. Mój przyjaciel Jacek Rewerski przyjechał z nią do mnie do Berlina wiosną 2015 roku. Spotkali się kilka tygodni wcześniej w Paryżu. Teraz przez Berlin jachali do Polski. Anna mówiła, że jej żydowsaka rodzina pochodzi z Krakowa i prosiła Jacka o pomoc w odnalezieniu niejakiego Icka, brata jej dziadka Abrahama, który emigrował do Francji w latach 30tych. Przedstawiła się jako dziennikarka.

W trakcie wizyty w ŻIHu zniknęła. Ulotniła się nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Na próżno policja szukała zaginionej. Pismo dla którego miała napisać artykuł poinformowało nas, że pracowała unich nie mając tam stałego zatrudnienia.

Nikt z pracowników redakcji nie przypominał sobie, żeby ją widział.

Jedynym śladem materialnym jakim Jacek dysponował był jeden akt stanu cywilnego i jedna fotografia z lat 30tych ...Nie byliśmy pewni czy przypadkiem nie jesteśmy ofiarami mistyfikacji. W jakim celu...?

 

Pojechałem do Polski. Miałem słabą nadzieję odnależć ślad osoby wmienionej w tym akcie sprzed roku 1918. I dlatego uwagę poświęciłem fotografii, na której widziałem jej dwu przodków Abrahama i Izaaka (Icka) Krajewskich. Na zdjęciu była trzecia osoba, napis na odwrocie przedstawiał „Juliana K”.Moja intuicja skierowała mnie do Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie w dostępnych archiwach znajdowały się listy studentów z okresu międzywojennego. Odnalazłem Abrahama Krajewskiego wśród studentów wydziału prawa. Było też kilku Juljanów, ale żadnego nazwisko nie zaczynało się od litery K. Przejrzałem też listy stowarzyszeń studenckich i zauważyłem wśród wioślarzy i szermierzy, gdzie figurował Abracham Krajewski niejakiego Juliana Maszewskiego. Znalazłem indeks Juliana, z któreg dowiedziałem się, że jego ojciec miał na imię Witold. A przecież Witold Maszewski był polskim przemysłowcem, a nad to senatorem. Nie trudno było odtworzyć przynajmniej w zarysie historię tej publicznej osobistości, choć nie miałem pewności, że jego syn był młodzieńcem z fotografii Krajewskich. Już byłem gotowy zaprzestać poszukiwań, gdy przyszedł list z Izraela. Uprzednio wysłałem prośbnę do Yad Vashem o informacje dotyczące rodziny Krajewskich. Nie stąd przyszła odpowiedź, a od osoby prywatnej, która chciała wiedzieć jaki jest cel moich poszukiwań i co mnie łączy z Krajewskimi. I ja zapytałem, dlaczego o to mnie pyta. Odpowiedzi ne było. Ani z Yad Vashem, ani od tego tajemniczego korespondenta

 

Rozczarowany wróciłem do domu do Berlina.

Pod koniec lata tego samego 2015 roku Jacek opisał to co się zdarzyło od spotkania z Anną Delaunay w Paryżu do jej zniknięcia w Warszawie. Tę opowieść przysłał mi razem z listem Anny, który pisała do mnie z Torunia. Sprawa ruszyła niespodziewanie dzięki przypadkowi. W listopadzie 2015 w siedemdziesiątą piątą rocznicę „Nocy kryształowej”, którą wolę nazwać jak niektórzy historycy „pgoromem listopadowym” odkryłem, że podczas tej strasznej masakry Żydów w Niemczech w 1938 roku zginął niejaki Gustaw Krajewski, który był ojcem trojga dzieci: Abrahama, Hanny i Izaaka. Rewelacyjne odkrycie: Anna Delaunay nigdy nie wspomniała, że bracia Krajewscy mieli siostrę! Bliskość imion Hanna i Anna było zdumiewające.

Odnalazłem grobowiec rodziny Krajewskich na cmentarzu żydowskim w Berlinie w dzielnicy Weissensee. Dokumenty znalezione w Archiwum gminy żydowskiejw Berlinie potwierdziły, że starszy syn Gustawa, Abraham studiował prawo
w Krakowie, skąd uciekł do Francji, gdzie zaginął po nim ślad. Jego siostra Hanna pianistka studiowała w Berlinie i Hamburgu. Zginęła podczas Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 roku. Nieznany jest los najmłodszego z rodzeństwa Izaaka. Z dokumentów wynikało też, że Gustaw Krajewski został pobity na śmierć przez SA, jego żonę Franczewskę internowano w „azylu psychiatrycznym”, a Izaak znalazł się pod opieką przyjaciela jego brata Abrachama, niejakiego Juliana Maszewskiego, studenta historii w Krakowie! „Julian K.”, to Juliam Maszewski bez wątpienia.

Po tej wiążącej serii informacji nie mogłem się niczego więcej dowiedzieć. Wszystkie te wiadomości przekazałem Jackowi, a on dalej do Polski osobom, które mogłyby pomóc w tej sprawie. Ale nikt z nich nie znał losów rodziny Krajewskich przed wojną, podczas i po wojnie. Gubiliśmy się w rozważaniach nad związkien jaki mógł zaistnieć między Anną Delaunay i Hanną Krajewską. To czego dowiedzieliśmy się potwierdzało to, co ta młoda kobieta powiedziała Jackowi, ale nie tłumaczyło dlaczego ona skontaktowała się z nim, ani jej tajemniczego zniknięcia.

Ostatnią deską ratunku było przesłanie zgromadzonych informacji o rodzinie Krajewskich tajemniczej osobie z Izraela, z którą miałem krótki konatat. Wznowiłem też kontakt z Yed Vashem.

 

Tajemnicza osoba tym razem odpowiedziała. Otrzymałem maila bez jednego słowa, tylko w załączniku jako dokument skan dziennik z czasów wojny pisany przez Juliana Maszewskiego.

To było fantastyczne! Mogliśmy czytać historię, którą poznawaliśmy wyrywkowo z archiwów i z opowiadań Anny Delauney. Byłem wstrząśnięty relacją Juliana Maszewskiego i losem Hanny Krajewskiej. Byłem poruszony wieloma zdarzeniami wspólnymi dla tych dwóch kobiet Anny i Hanny.

Otrzymawszy zgodę Jacka połączyłem jego opowiadanie o spotkaniu z Anną
z dziennikiem wojennym Juliana. I tak zredagowany tekst posłałem mojemu tajemniczemu korespondentowi z Izraela. Kilka dni później otrzymałem taką odpowiedź:

 

Szanowny Panie,

dziękuję za Pańskie przesyłki.

Proszę o wybaczenie mojej nieufności.

Teraz wiem, że mogę Panu zaufać.

Przyjemmością i zaszczytem było by dla mnie gościć Pana w Izraelu.

Życzyłbym sobie widzieć Pana i Pana przyjaciela Jcaka,

by móc porozmawiać o rodzinie Krajewskich.

Nic nie wiem o Annie Delaunay.

Byłem wzruszony tym co Jacek o niej powiedział.

Z poważaniem

                        „Witold”

 

Spotkaliśmy się z „Witoldem” w Izraelu. Po naszym powrocie napisałem sprawozdanie z tej podróży. Połączyłem je z opowieścią Jacka o spotkaniu z Anną Delaunay i z opowieścią autobiograficzną Juliana Maszewskiego. Jacek i „Witold” zgodzili się na opublikowanie tych trzech historii w książce. Literackim przygotowaniem tekstu zająłem się ja. Kompleksowe opracowanie graficzne stworzone przez Jacka pomogło słowom przekazać naszą niewiarygodną przygodę. Gdy ludzie pytali Jacka czy to prawda, odpowiadał, że nie wie, ale że tak to było.

 

                                                                                                                 Christophe Mahieu

 

 

T

bottom of page